Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być.
-Charles Bukowski
Kate
Obudziło mnie głośne trzaskanie, a potem woda na twarzy.
Wstałam zaskoczona, a potem przewróciłam się, bo zrobiło mi się ciemno przed
oczami. Usłyszałam śmiech mojej matki, która pewnie była odpowiedzialna za
hałas. Poczułam mocny ból głowy, więc złapałam się za nią pasując delikatnie
skronie. Spojrzałam w górę.
-NAPRAWDĘ?-krzyknęłam.
Mama zmieniła wyraz twarzy na poważną.
-Masz szlaban. Wyjeżdżasz do Nowego Yorku. Ojciec się tobą
zajmie.
Wstałam szybko przerażona. Zmieniła taktykę.
-Nie możesz…
-Owszem mogę, w środę masz samolot.
Wzięła garnek, łyżkę, szklankę i wyszła. Wstałam pospiesznie
i pobiegłam za nią. Odkładała przedmioty do szafek, w kuchni. Oparłam się o
ścianę rozmyślając jak zacząć rozmowę. Nie mogłam wyjechać. Kochałam ojca i
wiem, że byłoby mi u niego wygodnie, bez problemów, ale miała tutaj przyjaciół,
na których naprawdę mogłam polegać. Nie mogłam wyjechać, o nie. Nie teraz. Po
rozpoczęciu wakacji.
-Porozmawiajmy…-zaczęłam.
Mama obróciła się do mnie przodem i oparła się o blat
kuchenny. Blond włosy związała w wysokiego kucyka, miała delikatny makijaż,
który zazwyczaj nosiła. Ubierała się młodzieżowo, ale jej praca nalegała na
schludny, elegancki strój. Ciemna spódnica do kolan otulała jej talię, białą
bluzkę wsadziła w środek, dodatkowo miała marynarkę. Spojrzałam w dół i
zobaczyłam jej czarne szpilki, najlepsza zdobycz, którą zabroniła mi dotykać.
-Nie mamy o czym Kate, postanowiłam, że jedziesz do Marka.
Koniec tematu.
-Dlaczego mi to robisz, wiesz że mam tutaj przyjaciół.
-Dobrze wiesz dlaczego, za twoje zachowanie. Masz
siedemnaście lat, a przychodzisz co noc napita albo naćpana. Nie podobam mi
się, że moja córka wpadła w tak złe zachowanie. Nie wiesz co czuję, kiedy
myślę, gdzie się podziewasz. Martwię się o ciebie, czy nikt ci nic nie zrobił,
kiedy ty świetnie się bawisz ze swoimi przyjaciółmi. Zobaczysz jaki to ból jak
będziesz miała własne dziecko.
-Mamo…-jęknęłam.
-Nie-powiedziała twardo.-Zadzwoniłam do Marka, zgodził się
ze mną. Nowy York powinien pokazać ci odpowiedzialność i dobre zachowanie.
-Proszę…
-Zapomnij. Jutro masz być spakowana.
Wzięła kubek z kawą i wyszła nie odzywając się do mnie
więcej. Krzyknęłam głośno sfrustrowana. Co za chory pomysł z wyjazdem do Nowego
Yorku? Pobiegłam do góry, do swojego pokoju. Byłam nastolatką i jak każda postanowiłam się wyżalić. Znalazłam telefon i napisałam
szybko wiadomość do Cortney.
„SOS. Mama wysyła mnie do Nowego Yorku.”
Upadłam na łóżko i westchnęłam głośno. Nie mogłam sobie
wyobrazić zostawienia Los Angeles. To był mój dom. Ta dzielnica, cała w
Japończykach.
Lubiłam Nowy York, miło było zmieniać czasami miasta. Trochę
ochłodzić się od słońca. Spędzić czas z ojcem, którego widywałam bardzo rzadko.
Odwiedzić nowe miejsca. Ale zamieszkanie na jakiś czas, a znając moją matkę, będą to całe wakacje, albo i dłużej, było dla mnie tragedią. Gdybym była
masochistką, to pewnie zabiłabym się teraz, ale nie jestem nią. Będę cierpieć w
środku.
Usłyszałam znany mi dźwięk, który oznajmiał o nowej
wiadomości.
„CO? Zaraz będę.”
Cortney, zawsze kiedy jej potrzebowałam była dostępna. Nawet
jeśli męczył ją kac, lub miała chwilę uniesienia z Dariusem. Za to ją kochałam,
że potrafiła zostawić chłopaka i przyjść do mnie z pudełkiem lodów. Mało jest osób, które są tak dobrymi przyjaciółmi.
Dziesięć minut temu usłyszałam dzwonek do drzwi. Myślałam,
że to Cortney, więc otworzyłam bez obaw, że źle wyglądam. Jednak to był kurier
z bukietem kwiatów, czerwonych róż.
-Dostawa dla Monic Hamilton.
Podpisałam i odebrałam przesyłkę, przeczesując nerwowo
włosy. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Zaniosłam kwiaty do kuchni i w
stawiłam do dzbanka, do którego wcześniej nalałam wody. Spojrzałam na niego krytycznie,
ale postanowiłam ten temat zostawić na wieczór, kiedy mama pojawi się w domu.
Cortney weszła do kuchni cała czerwona z dwiema butelkami
wina.
-Musimy się najpierw napić kochana-powiedziała uśmiechając
się.
-Ona nie rozumie ile dla mnie znaczy mieszkanie tutaj, w LA.
-Wymyślimy coś-wybełkotała.
Cortney miała problemy z utrzymaniem trzeźwości. Nigdy
jeszcze nie wróciła do domu sama, bez pomocy Dariusa, który bał się o nią, że
się przewróci, albo ktoś jej coś zrobił. To było kolejne przeciwieństwo mnie.
Wypiłyśmy po butelce wina, ale mi brakowało procentów, więc
zeszłam do salonu i wyciągnęłam z barku najlepszą butelkę wódki, jaką mama
miała w składzie. Miałam gdzieś, że jutro dostanę kolejny szlaban, zresztą i
tak w środę wyjeżdżam do Nowego Yorku. Nie fatygowałam się o sok, który miałby
znieczulić nas od smaku wódki. Byłyśmy wstawione, wszystko mogłyśmy wypić, bez
problemu.
Wróciłam do pokoju, Cortney przeglądała ciuchy w mojej
szafie. Śmiała się jak głupia, robiąc przy tym głupie miny, kiedy przykładała
nowy ciuch do swojego ciała.
-Poprzebierajmy się-pisnęła.
Zaśmiałam się głośno. Dawno nie robiłyśmy czegoś razem.
Zgodziłam się chętnie na przebieranki. Odłożyłam wódkę w bezpieczne miejsce,
aby się nie zmarnowała i podeszłam do niej.
***
Upadłyśmy obie na łóżko śmiejąc się głośno. Rzuciłam pustą butelkę wódki na podłogę. Cortney zaczęła mnie łaskotać, więc zaczęłam drzeć się na cały dom. Było tak głośno, że nie zorientowałyśmy się, że ktoś wchodzi po schodach. Mama otworzyła drzwi i spojrzała na nas. Na początku się uśmiechnęła, ale kiedy zobaczyła butelkę na podłodze jej mina wyrażała kłopoty.
-Uppss. Pani Hamilton, dzień dobry-wybełkotała blondynka.
-Kate do kuchni.
Zabrała butelkę i wyszła. Spojrzałam na przyjaciółkę cicho się śmiejąc. Nie wyobrażałam sobie rozmowy z mamą w takim stanie.
Zeszłam na dół powoli. Ominęłam kwiaty, które dziś przyniósł kurier i weszłam do kuchni gdzie mama rozpakowywała zakupy. Oparłam się o ścianę próbując zachować powagę.
Pewnie słyszałaś/eś, że po alkoholu czujesz się okropnie, jest ci nie dobrze, wymiotujesz. To nie była po części prawda. Trzeba umieć pić. Miałam w tym wprawę, wiedziałam co zrobić, żeby cały czas czuć się jak po czterech piwach, mieć tzw."fazę".
-Chciałaś porozmawiać?-zapytałam.
Byłam prawie zadowolona swoim opanowanym głosem.
-Upiłyście się! Kate macie do cholery 17 lat!
-I tak wyjeżdżam do Nowego Yorku. Co za różnica, gorzej nie może być.
Wzruszyłam ramionami. Mama zagotowała się ze złości. Chciała mi czymś dokopać, ale nie odezwała się więcej, wróciła do układania produktów w lodówce.
-Dostałaś kwiaty od jakiegoś idioty-powiedziałam w drodze do schodów.
Weszłam do pokoju. Rozmowy z nią były i stresujące i męczące. Złapałam za telefon i wybrałam znajomy numer.
-Cześć Clark, masz dobre zioło?
Robert
Spojrzałem na drobną brunetkę z boku, która przyglądała mi się od dłuższego czasu. Uśmiechnąłem się do niej i puściłem oczko. Cała się zaczerwieniła mówiąc swoim przyjaciółkom, które okrążyły ją, że zwróciłem na nią uwagę. Miałem powodzenie u kobiet. Odpowiadało mi to, miałem więcej do przebierania gdy miałem ochotę kogoś przelecieć. Dziś wieczorem byłem spragniony seksu, szukałem mojej dzisiejszej wybranki, która byłaby gotowa na jednorazową przygodę. Nie chciałem wybierać jakieś dziewczyny, która ma nawalone w głowie o miłości od pierwszego wrażenia, nie chce zrobić im przykrości, że prawda jest całkowicie inna. Mężczyźni chcą tylko seksu, tak jest zawsze. Dlatego szukam kogoś odpowiedniego do moich potrzeb i zasad. Spojrzałem na kumpla, który całował się z drobną brunetką. Dokończyłem drinka, poprawiłem włosy i podszedłem do wysokiej brunetki, z seksowym ciałem.
-Masz ochotę na spędzenie ze mną czasu?-szepnąłem jej do ucha.
Uśmiechnęła się chętnie. Złapałem ją za dłoń, trzymając za nadgarstek i zaprowadziłem w ustronne miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz