środa, 24 czerwca 2015

03 "FOR SERVICES"

[...] istnieje wielka różnica między niebezpieczeństwem i strachem.
-Paulo Coelho


Kate

Schowałam ostatnią koszulkę do czarnej walizki i moje najlepsze szpilki. Nie wyobrażałam sobie życia w Nowym Yorku, mieszkając u ojca i jego za młodej narzeczonej. Nie byłam gotowa aby zostawić przyjaciół. Zamknęłam walizkę i usiadłam na niej zrezygnowana. Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie, było kilka wiadomości, które życzyły mi dobrej podróży do NY oraz udanej zabawy. W końcu tam też były świetne imprezy. Wstałam z walizki i rozejrzałam się po pokoju, chowając telefon do tylnej kieszeni w spodniach. Westchnęłam ciężko, nie mogąc się zmierzyć z wyjazdem stąd. Ściągnęłam walizki z łóżka i zeszłam po schodach, nie obracając się za siebie. Mama czekała już na mnie w korytarzu ubrała w schludną sukienkę, która otulała jej zgrabną sylwetkę. Spojrzała na mnie i zmierzyła mój wygląd. Podeszła do mnie przytulając mnie. Poczułam jej mocne perfumy, które przypominały mi wspomnienia z dzieciństwa.
-Chciałabym, żebyś została w Los Angeles, ale twoje zachowanie nie jest normalne. Mam nadzieję, że zmienisz swój stosunek do mnie. Mam nadzieję, że wrócisz do dawnej siebie. Fortepian nadal stoi zakurzony. Dlaczego nie chcesz wrócić do gry? Dlaczego tak bardzo się zmieniłaś? Dlaczego mnie ignorujesz?
Jej oczy zaszkliły się. Przetarła ręką łzę, która poleciała po jej poliku. Spuściłam głowię, nie wiedząc co odpowiedzieć. Spojrzałam na nią, prostując się.
-Spóźnię się na samolot.
Mama chrząknęła próbując zapanować nad swoim głosem.
-Oczywiście. Zobaczymy się za kilka tygodni.
Spojrzała na mnie ostatni raz i odeszła w stronę swojego gabinetu. Patrzyłam jak odchodziła, wyprostowana, z głową uniesioną do góry. Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do swojego samochodu. Odpaliłam go i odjechałam z podjazdu, przejechałam całą ulicę, wiedząc, że na długo nie będę już jechała tą drogą czując wszystkie japońskie smakołyki.

***

Złapałam za swoje walizki zmęczona długim lotem. Siedziała za mną mała dziewczynka kopiąc moje siedzenie przez prawie cały lot. Poprawiłam włosy i ruszyłam za tłumem, czekając aż zobaczę gdzieś ojca. Było mnóstwo ludzi, nie mogłam wypatrzeć kogoś podobnego do mojego ojca, którego nie widziałam od roku, od czasu kiedy ostatni raz byłam na tydzień, spodziewałam się zmiany w wyglądzie, ale nikt nie miał jego czekoladowe oczy, które odziedziczyłam po nim. Były bardzo rzadkie, nie spotkałam nikogo kto miałby choć minimalnie podobne oczy do naszych. Zwróciłam potem uwagę na kartki, które trzymali mieszkańcy czekających na swoich krewnych lub znajomych. Zobaczyłam wielkimi, drukowanymi literami moje imię i nazwisko, ale człowiek trzymający tabliczkę nie wyglądał ani jak mój tata, ani jak jego narzeczona, która na pewno bym rozpoznała. Ciemny, wysoki mężczyzna ubrany był w czarny garnitur oraz długi płaszcz przeciwdeszczowy. Rozglądał się nerwowo i spoglądał co chwila na zegarek. Przewróciłam oczami i podeszłam do niego.
-Przepraszam, ale to chyba jakaś pomyłka-powiedziałam pierwsza.
Mężczyzna przyjrzał się mi uważnie i uśmiechnął się delikatnie, ale zaraz potem uśmiech zniknął.
-Jest pani córką Marka Hamilton?
Kiwnęłam głową potwierdzając jego pytanie.
-Jestem Gregory Fill i pracuję dla panienki ojca. Nie mógł przyjechać osobiście, przez sprawy biznesowe. Zajmę się panienką i zawiozę bezpiecznie do apartamentu.
-Niech będzie-mruknęłam.
Choć raz nie mógł przyjechać po mnie na lotnisko? Gregory Fill zabrał moje walizki i zaprowadził mnie do limuzyny. Na szczęście już nie padało. Weszłam do auta i usiadłam rzucając torebkę na ziemię. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Cortney. Odebrała jak zawsze po drugim sygnale.
-Witaj Nowojorska dziewczyno!-odezwała się.
-Proszę przestań. Mój ojciec nawet nie raczył przyjechać na lotnisko, wysłał jakiegoś Grega.
-Gregory-poprawił mnie pracownik mojego ojca.
Przewróciłam oczami ale uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Poprawić ci humor?-pisnęła do słuchawki.
Nie czekała na moją odpowiedź.
-Ja, Darius, Clark i Frank przyjeżdżamy do Nowego Yorku już jutro!
Wyszczerzyłam oczy.
-Serio?! OMG!-pisnęłam.
-Dziewczyno to będzie twój najlepszy wypad do NY!
-Jestem tego pewna, ze będzie!
-Muszę lecieć się pakować, nie narozrabiaj bez nas. Całuję.
-Do jutra.
Rozłączyłam się szczęśliwa. Mamie na pewno się to nie spodoba, ale w końcu nie musi o tym wiedzieć. Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu. To będą najlepsze tygodnie mojego życia.

***

Dopiero wieczorem ojciec przyjechał. Z jego narzeczoną, Ivon przywitałam się od razu po przyjeździe do apartamentu. Zajęłam swój pokój, przebrałam się i siedziałam w nim rozmawiając z Cortney o następnych dniach.
-Zejdź na dół Kate-zawołała Ivon.
Schodząc już po schodach zobaczyłam ojca, który nie zmienił się ani trochę. Uśmiechnął się do mnie szeroko otwierając ręce.
-Kate, ale ty wyrosłaś.
Przytuliłam się z nim delikatnie i przewróciłam oczami.
-Pięć centymetrów-powiedziałam.
-Kolacja jest gotowa kochanie-zwróciła się do mojego ojca Ivon.
Przy stole ojciec chciał, żebym powiedziała mu wszystko. Czy pracuję, jakich mam znajomych, co robię w wolnym czasie. Odłożyłam widelec i spojrzałam na niego hardo.
-Jestem tutaj bo mama ubzdurała sobie coś i wysłała mnie do ciebie. Nie mam ochoty na wygadywaniu się tobie o wszystkim, to są moje prywatne sprawy. Nie mamy ze sobą kontaktu i tak jest mi dobrze. Najlepiej będzie jeśli tak zostanie, to tylko kilka tygodni i mnie nie będzie, wszystko wróci do normalności, czyli będziemy udawać, że wszystko jest okej. Dziękuję za kolację, ale od dzisiaj wolę jeść sama.
Wstałam i wróciłam do swojego pokoju.

Robert

Wszedłem do mieszkania Drew i zamknąłem za sobą białe drzwi wejściowe. W salonie siedział mój kumpel i oglądał kreskówki. Usiadłem na kanapie obok i rozłożyłem się wygodnie.
-Jesteś gotowy na imprezę w Bronx?-zapytał mnie.
-Spójrz na mnie, te ciało znajdzie dzisiaj wiele pięknych, chętnych brunetek.
Pokazałem na swoją sylwetkę, miałem na sobie ciemną koszulkę na długo rękaw i czarne, skórzane spodnie. Zaśmiał się głośno prawie krztusząc się piwem. Uśmiechnąłem się.
-Musimy trzymać się dzisiaj razem, Bronx jest szaloną dzielnicą.
-Masz tam jakiś wrogów?-zapytał mnie.
-A ty nie?-podniosłem brew.
-To będzie duża impreza-mruknął.

***

Zaśmiałem się z kawału kumpla popijając piwo z butelki. Rozglądałem się przy okazji za chętnymi kobietami. Żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak brunetka wchodząc razem z przyjaciółmi. Nie miała stroju jak każda inna laska w pomieszczeniu, zielonkawe spodnie wyszczuplały ją, a krótka, czarna koszulka, która odkrywała jej płaski brzuch powiększał biust. Kusiła, choć wyglądała jakby była delikatną owieczką, to jej charakterystyczny kobiecy chód i postawa wskazywały na odważną, pewną siebie kobietę.
Niektóre kobiety są po to, by je wielbić, inne- żeby je bzykać. *
Ja stawiałem na drugą opcję, ale ona... Na pewno każe siebie wielbić.
Dziewczyna obok niej, jasna blondynka, która trzymała niższego od niej chłopaka za rękę nie wyglądała aż tak zjawiskowo. Nigdy wcześniej nie widziałem pięknej brunetki, więc tym bardziej mnie zainteresowała. Na pewno nie była początkującą imprezowiczką, nikt taki nie wybrałby się do Bronx, do najbardziej niebezpieczniejszej dzielnicy w Nowym Yorku. Swobodnie podeszła z grupką znajomych do baru i zamówili drinki. Dziewczyna oparła się plecami o blat i rozglądała się. Wyglądała jakby szukała czegoś ciekawego. Robiła dokładnie to samo co ja. Zaśmiałem się. Drew spojrzał na mnie, powędrował za moim wzrokiem.
-Nowy towar?
-Nigdy wcześniej jej nie widziałem-mruknąłem.
Dwie godziny później zauważyłem, że Drow, mieszkaniec Bronx, mój wierny wróg dostawiał się do brunetki. Ona hardo stawiała się, kazała mu odejść i zostawić ją w spokoju. Zły błąd. Podszedłem do nich i popchałem lekko ciemnoskórego.
-Wydaje mi się, że nie życzy ona sobie twojego towarzystwa Drow.
-Pieprzony Strug, znowu wchodzisz mi w drogę?
Stanęliśmy twarzą w twarz, był trochę wyższy.
-Miło cię widzieć ponownie-uśmiechnąłem się.
Walnął mnie w szczękę.
-Zły ruch, bro.
Uderzyłem go w brzuch, a potem w twarz. Upadł na ziemię, więc zacząłem go kopać wyzywając go od słabeuszy. Jakiś facet podszedł i złapał mnie od tyłu za ręce, dopiero potem zorientowałem się, że do Drew.
-Wystarczy Robert-powiedział.
Drow został wyprowadzony przez swojego kumpla. Moja duma podrosła o kilka centymetrów. Znowu załatwiłem tego idiotę. Spojrzałem na brunetkę, która nadal opierała się o ścianę.
-Dzięki-mruknęła nadal przerażona walką.
-Do usług-ukłoniłem się pocierając szczękę.
Uśmiechnęła się i wróciła do przyjaciół.

*Jonathan Carrol

1 komentarz:

paulinka pisze...

Przepraszam za spam
Zapraszam Cię na moje fan fiction:
http://18th-street-jbff.blogspot.com/
"Życie na ulicy nie jest dla słabych. Oni zdążyli się o tym przekonać."
http://priest-jbff.blogspot.com/
"Zobacz, jak Justin Bieber spełni się w roli księdza!"
http://getting-closer-jbff.blogspot.com/
"Wrócił po niemal trzech latach, po wielu wyrządzonych krzywdach. A ja? Ja nadal nie potrafię przestać go kochać"